Można stwierdzić, co naprawdę jemy
Gazeta.pl | 2005-10-21
Dzięki opracowanej przez szczecińskiego doktoranta genetycznej metodzie badania żywności można wreszcie stwierdzić, co naprawdę jemy.
Badania genów w produktach spożywczych prowadzi od dwóch lat doktorant katedry mikrobiologii żywności Akademii Rolniczej w Szczecinie Wojciech Sawicki. Wyodrębnia geny charakterystyczne dla mięs czy mleka różnych gatunków zwierząt.
- Na pierwszy ogień wzięliśmy parówki - opowiada. - W różnych sklepach kupowaliśmy te, których producent zapewniał, że są np. drobiowe, cielęce czy strusie. Chciałem przekonać się, czy parówki są z tego mięsa, którego nazwa widnieje na etykiecie.
Kupił 30 różnych parówek drobiowych. Zaniósł do laboratorium. Tam razem z zespołem wyodrębnił z DNA fragmenty charakterystyczne dla danego mięsa. Opracował tzw. startery i zaczęło się badanie.
- Na 30 parówek drobiowych w 15 był dodatek wieprzowiny, w siedmiu wołowiny, choć we wszystkich był też drób - mówi Sawicki. - Najgorzej było ze parówkami strusimi [najdroższe, kilogram kosztuje ponad 50 zł, ponoć nie powodują alergii - red.]. We wszystkich była wołowina albo wieprzowina, strusie mięso było tylko dodatkiem!
Po parówkach przyszła kolei na oscypki. Zimą naukowcy pojechali w góry. Zakupy robili na bazarach w Krynicy, Szklarskiej Porębie i Zakopanem, oczywiście także na Krupówkach. - Baca mówił "łowce oscypki panocku, łowce" - opowiada Wojciech Sawicki. - No to zabraliśmy ja do naszego laboratorium.
Przebadali sto serków. Efekt był szokujący. - W żadnym, podkreślam - w żadnym, nie było owczego mleka - mówi Sawicki. - Górale robią je z krowiego!
A oscypki zgodnie z unijną dyrektywą mogą być wytwarzane tylko z mleka owczego. Sawicki myślał przez chwilę, że może błąd tkwi w metodzie. Ale przebadał produkt z owczego mleka i tam ono rzeczywiście było.
- Wyjaśnienie jest proste. Laktacja u owiec trwa krótko, tylko w kwietniu i maju - tłumaczy Sawicki. - Gdyby baca chciał robić owcze oscypki zimą, musiałby to mleko przechowywać w odpowiednich warunkach, a to by mu się nie opłacało.
Wyniki badań zostaną wykorzystane w pracy doktorskiej Wojciecha Sawickiego. Ale metoda już wkrótce znajdzie praktyczne zastosowanie. Naukowcy dogadali się z celnikami. - Na zlecenie Izby Celnej będziemy badali próbki filetów rybnych, bo gołym okiem trudno stwierdzić, z jakiego gatunku ryby są zrobione - zapowiada Sawicki.
A to bardzo ważne, bo różne gatunki ryby różnie kosztują. Niedawno pisaliśmy o firmie z Bydgoszczy, która sprowadziła z Azji filety błękitka, a w Polsce sprzedawała je jako mintaja. Naukowcy z AR mają już charakterystyczne dla poszczególnych gatunków ryb fragmenty DNA. Dzięki nim bardzo łatwo będzie można odróżnić jedną rybę od drugiej.
Marcin Górka
Źródło: Gazeta.pl
Komentarze
Janikat | 2005-10-23 00:00:00
Ale jakim cudem DNA w tych parówkach wytrzymalo cały proces technologiczny, tą cała chemię, gotowanie, brak inhibiorów nukleaz i nie uległo gradacji dając wiarygodną matrycę do PCR ????
Marcin | 2005-10-30 00:00:00
dobre pytanie, najlepiej kontkatować się z autorami metody ;) i spytać o jej sekrety...